„Rysopis podejrzanego: tęgiej budowy ciała, wzrost około 170-180 cm, włosy krótkie jasne, twarz owalna. Ubrany był prawdopodobnie w spodnie, dżinsy koloru granatowego, koszulkę z krótkim rękawem koloru granatowego, może posiadać przy sobie bluzę lub kurtkę koloru jasnego” – na stronie internetowej policji Jacek Jaworek nadal widnieje jako poszukiwany.
W ciągu najbliższych godzin sytuacja może się jednak zmienić.
Ciało na boisku
W piątek 19 lipca w Dąbrowie Zielonej, czyli ok. 5 km od Borowców – miejsca zbrodni, na miejscowym boisku znaleziono martwego mężczyznę z raną postrzałową głowy. Zwłoki odkryli pracownicy porządkujący teren w pobliżu szkoły. Obok ciała leżała broń.
Prok. Tomasz Ozimek, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Częstochowie, powiedział wówczas, że nie może potwierdzić ani zaprzeczyć, że to zwłoki Jacka Jaworka.
Straszna zbrodnia
Jacek Jaworek jest podejrzewany o potrójne zabójstwo. Wszystko wskazuje, że to on 10 lipca 2021 r. we wsi Borowce koło Częstochowy zabił swojego brata, jego żonę i ich nastoletniego syna. Młodszy przeżył, bo schował się za kanapą. Sprawca oddał 10 strzałów z broni o kalibrze 7,65 mm.
Po tym zajściu Jacek Jaworek zapadł się pod ziemię. Policja podejrzewała, że wyjechał za granicę, gdzie wcześniej pracował. Że mógł zmienić wygląd. Że ktoś mu pomaga w ukrywaniu się.
Jednak żadna z tych wersji jednoznacznie się nie potwierdziła. Tak samo jak na razie nie ma potwierdzenia, że ciało na boisku to Jacek Jaworek. Żeby to ustalić, potrzebne jest badanie DNA.
Policja na razie milczy
Nieoficjalnie wiadomo jednak, że bliscy Jaworka mieli już zobaczyć ciało i potwierdzić, że to faktycznie zabójca rodziny z Borowców.
Śledczy na razie uparcie milczą. Ale ludzie mówią dużo. Np. to, że nagrania z monitoringu wskazują, że na boisku samobójca oddał dwa strzały. Pierwszy miał zrykoszetować, a dopiero drugi okazał się śmiertelny.
Jaworek przed śmiercią miał odwiedzić cmentarz i grób swoich ofiar. Na to wskazuje zapalony znicz, którego wcześniej nie było. Potem miał samochodem podjechać na boisku i tam ze sobą skończyć.
Poczucie winy czy osaczenie?
Nie mógł z tym żyć, nie umiał się dalej ukrywać. Policja pewnie także deptała mu po piętach – ocenia sytuacją Maciej Karczyński, pułkownik ABW w stanie spoczynku. W rozmowie z WP.pl tłumaczy, że nie chodziło o poczucie winy, ale o ciągłe ukrywanie się. O to, że ciągle jest poszukiwany i nie może prowadzić normalnego życia.
– Jeżeli ktoś nie używa telefonów komórkowych, unika mediów społecznościowych, to może być anonimowy przez długi czas. Jeżeli przebywa w hermetycznym, przestępczym środowisku, jeżeli zmienia wygląd, to wszystko pozwala mu w jakimś stopniu zniknąć. Ale widać nie do końca jest to skuteczne, bo wymierzając sobie sam karę, było to w mojej opinii podyktowane, podejrzewam, zarówno wyrzutami sumienia, jak i skutecznością służb, które były coraz bliżej – dodaje Maciej Karczyński.
Komentarze