Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Powiat Rzeszowski

Regionalna przedpremiera filmu „KOS” – dlaczego warto pójść do kina na ten film?

Film „KOS” – czyli długo wyczekiwana przez widzów ekranizacja losów Tadeusza Kościuszki, który próbuje wzniecić powstanie z zasobów, których praktycznie nie posiada, przedstawiona w sposób inny, niż by się można by się było spodziewać, w Polsce swoją premierę będzie miała już 26 stycznia. Natomiast regionalna przedpremiera filmu odbyła się 19 stycznia, w kinie Zorza w Rzeszowie. Do Rzeszowa przyjechali: reżyser filmu „KOS” – Paweł Maślona, główni aktorzy: Robert Więckiewicz, Łukasz Simlat oraz debiutująca na wielkim ekranie Matylda Giegżno, a także producentka filmu Aneta Hickinbotham. Co ciekawe kadry w filmie „KOS” kręcone były częściowo właśnie na podkarpaciu. Chcesz się dowiedzieć więcej? Czytaj dalej.
Regionalna przedpremiera filmu „KOS” – dlaczego warto pójść do kina na ten film?

Źródło: materiały własne

Wybitny scenariusz

Scenariusz filmu napisał Michał A. Zieliński i można by rzec naprawdę o nim, że zasługuje na miano bardzo dobrego i to ze względu na wiele aspektów. Przede wszystkim dlatego, że pokazuje rzeczywistość, w której niegdyś żyli Polacy (zabór rosyjski) i nadal żyją (wojna na Ukrainie). Reżyser Paweł Maślona podczas spotkania, wspomniał o tym, że przeczuwał szansę w tym filmie na ukazanie tego, co jest ważne, a wszystko zaczęło się od dyskusji o stworzeniu westernu kościuszkowskiego, między nim a Michałem A. Zielińskim oraz o próbie opowiedzenia o pańszczyźnie czy temacie przemocy, z którym reżyser Paweł Maślona przede wszystkim chciał się zmierzyć.

 

Sceny z filmu kręcone po części na Podkarpaciu

Aneta Hickinbotham, producentka filmu „KOS”, odnośnie kręcenia kadrów z filmu na terenie województwa podkarpackiego, wypowiedziała się tak, że „wojna na Ukrainie uniemożliwiła nakręcenie większej ilości scen niż tylko te z Kolbuszowej czy Wilczej Woli.” Spowodowało to, że twórcy musieli wrócić na Mazowsze, a tam, jak wiadomo, tereny są bardziej płaskie. Problem również stanowił fakt, że ubezpieczyciel Amerykański nie zgodziłby się na przyjazd amerykańskiego aktora, którym jest Jason Mitchell, na granicę wojenną. Stąd też m.in. decyzja twórców na ograniczenie ilości zdjęć w podkarpackim regionie a przeniesienie ich na region mazowiecki, co było ich zdaniem jedynym sposobem na realizację filmu.

 

Quentin Tarantino – duchowy patron filmu „KOS”

Nawiązanie do filmów Quentina Tarantino jest w tym filmie naprawdę nie trudne do wyłapania przez przeciętnego odbiorcę. Paweł Maślona komentował ten fakt w ten sposób, że wpływ Quentina Tarantino na ten film i nawiązania do jego twórczości nie stanowią dla niego problemu. Problem zaczyna się jednak przy próbie umniejszania filmu „KOS”, jednocześnie nie dostrzegając wysiłku włożonego przez wszystkie osoby pracujące nad tym filmem. Wymieniona tutaj została osoba Michała Zielińskiego (scenarzysty), o którym Paweł Maślona wspominał, że „udało mu się połączyć ze sobą dwie opowieści (polskiego niewolnika zderzyć z niewolnikiem afroamerykańskim), a dodatkowo wpleść do tego historię „KOS-A” ”. Dlatego reżyser podkreślił fakt, że takie porównania osadzone są dla niego na dość powierzchownym poziomie. Dodał jednak przy tym, że patrząc z innej perspektywy, a mianowicie takiej, że w filmie „KOS” jest wpleciony motyw zemsty, a także western, czyli de facto aspekty, które są „podwórkiem” Quentina Tarantino, jak i również istotny fakt, że jest on jednym z najbardziej wpływowych twórców w historii kina, ponieważ zdaniem Pawła Maślony nie przejmuje się on historią, tylko tworzy własne uniwersum – to sprawia właśnie, że można określić Quentina Tarantino duchowym patronem filmu „KOS”, a także zabawę kinem, którą uprawia właśnie reżyser – Paweł Maślona.

 

Matylda Giegżno i „Pocztylionka”, czyli jedna z kobiecych ról występujących w filmie „KOS”

Jedną z kobiecych ról w filmie „KOS” to właśnie Matylda Giegżno, czyli debiutująca na dużym ekranie młoda aktorka, znana głównie z seriali takich, jak: „Powrót”, „Brokat” czy „Klangor”. Na spotkaniu, po przedpremierze, zapytana została przez jedną z uczestniczek o czas, jaki poświęciła, aby nauczyć się sztuki powożenia zaprzęgu oraz czy osobiście było jej trudno wcielić się w niejako męską rolę „Pocztylionki”. Aktorka odpowiedziała, że ze względu na naukę jazdy konnej od dziecka, miała już wcześniej styczność z końmi, więc gdy wcieliła się w rolę „Pocztylionki” i musiała powozić, nie stanowiło to dla niej dużego problemu, nawet ze względu na ten aspekt, że w powozie są dwa konie. Aktorka zwróciła jednak uwagę na fakt, że było to na pewno bardziej odpowiedzialne zadanie od zwykłej jazdy konnej. Producentka filmu natomiast, Aneta Hickinbotham, dopowiedziała do tego jeszcze, że wszystko odbywało się przy zapewnieniu najwyższego bezpieczeństwa aktorce, ze względu na przebywającego blisko, ukrytego kaskadera, który zabezpieczał ją w razie nieprzewidywalnego zachowania koni, ponieważ nie można było dopuścić, aby aktorce się coś stało. W kwestii natomiast samego wcielenia się w niejako męską rolę aktorka odpowiedziała, że nie było to dla niej wyzwaniem, ponieważ jak stwierdziła „od zawsze była taką chłopczycą” i pomimo tego, że nie myśli jak mężczyzna i nie ma świadomości jak to jest być mężczyzną, to taka chłopięcość nie jest trudna do zagrania -zdaniem aktorki. Ważnym aspektem, według Matyldy Giegżno, było wczucie się w uczucia postaci w danym momencie, przy jednoczesnym ukazaniu stoickiego spokoju, który jest pokazany przy różnych sytuacjach, w których aktorka ta występuje. 

 

Decyzja o nakręceniu filmu KOS

Zdaniem producentki, Anety Hickinbotham, decyzja o nakręceniu filmu historycznego, jakim jest „KOS” nie była łatwą decyzją. Aspekty, jakie przy tym wątku poruszyła producentka, to m.in. kostiumy bohaterów, które musiały być wykonane własnoręcznie – po parę sztuk jednego stroju, ze względu na zniszczenia, jakie mogłyby się dokonać np. podczas walki bohaterów czy także kwestia mebli, umieszczonych m.in. w dworku – wszystkie te rzeczy, twórcy filmu musieli sami wykonać. Dochodzą do tego również aspekty związane z zebraniem budżetu na film, co zdaniem producentki, w Polsce nie jest najłatwiejszą rzeczą do zrobienia, ze względu na to, że przekłada się to później na ilość zakupionych przez widza biletów. Potencjalni inwestorzy mogą więc nie być zainteresowani takimi filmami, ponieważ, odbiorca preferuje często filmy m.in. Patryka Vegi i one zarabiają bardzo dużo pieniędzy – twierdzi producentka. Mimo to, zdaniem Anety Hickinbotham warto jest podjąć się produkcji filmów, takich jak „KOS”, ze względu na coraz większe znudzenie i niechęć widzów do oglądania kina współczesnego, w tym np. komedii romantycznych na dużym ekranie, ponieważ dostępne one są szybko na platformach streamingowych – podsumowała producentka.

 

Film „KOS” na najbardziej istotnym przeglądzie kina polskiego, czyli 48. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni zdobył aż 9 nagród, w tym „Złote Lwy”. Produkcja natomiast została zrealizowana przy wsparciu finansowym Podkarpackiego Regionalnego Funduszu Filmowego. Producenci zaś takich filmów jak: „Żeby nie było śladów”, „Ostatniej Rodziny”, „Wszyscy moi przyjaciele nie żyją”, „Patersona” oraz nominowanego do Oscara „Bożego Ciała” mają zaszczyt przedstawić film „KOS” – czyli historia Tadeusza Kościuszki, ale nie takiego, jaki znany jest z podręcznikowych wersji. Ten film to „must have” do obejrzenia na dużym ekranie w roku 2024.


Podziel się
Oceń

Komentarze
Reklama Drukarnia Rzeszów