To krótki opis nowej metody oszusta nazywanego „na lekarza”. Sporo starszych osób już straciło w ten sposób grube tysiące.
Telefony grozy
Początek lutego. 87-latka odbiera telefon. Słyszy, że dzwoni „lekarz”. Ma złe wiadomości: jej syn jest bardzo ciężko chory na covid. Pilnie potrzebne jest leczenie, ale ono jest drogie. Kosztuje – pada kwota – 70 tys. zł. Jeśli tych pieniędzy nie będzie, syn kobiety umrze.
87-latka chce rozmawiać z synem. Słyszy jednak, że syn jest w ciężkim stanie w szpitalu i kontakt z nim jest niemożliwy. Kobieta ulega namowom – daje oszustowi 38 tys. zł.
Podobny „lekarz” dzwoni do mieszkania 82-latka. Starszy mężczyzna słyszy, że jego syn ma koronawirusa i jest w szpitalu. Tym razem jednak żona 82-latka decyduje się sprawdzić w szpitalu, co jest synowi.
Pod jej nieobecność oszust znowu dzwoni do jej męża. Mężczyzna słyszy, że pieniądze są pilnie potrzebne, żeby zaczęło się leczenie syna. 82-latek daje mu 50 tys. zł.
W tym czasie jego 75-letnia żona ustala, że ich syna nie było w szpitalu. Tyle że jest już za późno.
Potrzebne rozsądek i rozwaga
Lekarze czy pielęgniarki nigdy nie dzwonią do rodzin pacjentów i nie proszą o pieniądze za opiekę – ostrzega NFZ. Przede wszystkim dlatego, że – jak powiedziała PAP przedstawicielka NFZ – „leki, badania i zabiegi wykonywane w publicznych placówkach ochrony zdrowia są bezpłatne”.
Co więcej, żadna placówka medyczna – nawet jeśli pacjent jest nieubezpieczony – nie domaga się pieniędzy przez telefon. Takie rzeczy omawiane są w zaciszu gabinetów, a za leczenie wystawia się faktury.
A policjanci – jak zawsze w przypadku oszustwa – apelują do seniorów o rozsądek i rozwagę. I ostrzegają, że działania oszustów sprowadzają się do chamskiego wyciągania pieniędzy z kont ofiar.
I podpowiadają, że po takim telefonie najlepiej się rozłączyć i sprawdzić, czy przekazana informacja jest prawdziwa. Jeśli mamy problem, warto skontaktować się z kimś młodszym, kto potrafi pomóc, albo zadzwonić na policję.
W ten sposób możemy uniknąć utraty tysięcy złotych.
Komentarze