Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Drukarnia Rzeszów

Jakub Kopyto: Wojna wciąż trwa. I co dalej?

Jakub Kopyto: Wojna wciąż trwa. I co dalej?
Selfie
Rok temu ukazał się mój felieton dotyczący wówczas potencjalnej wojny między Ukrainą a Rosją, która wybuchła niecały miesiąc po ukazaniu się tekstu. Udało mi się przewidzieć kilka kwestii, choć w jednej się pomyliłem i szczerze się z tego cieszę. Uwierzyłem, jak większość z nas pewnie, że rosyjskie wojsko ze swoimi zdolnościami organizacyjnymi, zasobami, technologią jest drugą armią świata. Sądziłem, że choć wojsko ukraińskie będzie się broniło jak tylko to możliwe, to jednak ulegnie siłom rosyjskim. Jak się okazało na front ruszyli żołnierze kontraktowi, co wedle różnych mediów (nie tylko rosyjskich) są naprawdę dobrze wyszkoleni. Mieliśmy mnóstwo obrazków, filmów i relacji dziennikarzy oraz osób prywatnych, które zaprzeczały tym faktom, co ujawniło się to w postaci ogromnych strat w czasie działań wojennych.

W rzeczywistości, że Rosja nie wygra tej wojny było już widoczne około dwóch tygodni po rozpoczęciu działań zbrojnych. Próby zajęcia Kijowa przez Rosjan okazały się fatalne w skutkach dla ich żołnierzy. Rajdy w głąb kraju początkowo mogły sugerować, że Ukraina nie jest w stanie się bronić, a tymczasem to była celowa taktyka wpuszczenia przeciwnika
w głąb kraju. Wówczas nierzadko kończyło im się paliwo sprawiło, bądź byli zwyczajnie osamotnieni, gdyż oddalili się od swoich oddziałów, a to sprawiło, że stali się oni łatwym celem. W pierwszej fazie wojny Rosja zajęła blisko 190 tysięcy km2 (są dane o ponad 200 tysiącach km2) licząc z półwyspem krymskim oraz rejonami Donbasu, czyli niemalże 31% ziem Ukrainy! Dla przypomnienia nasz kraj ma ponad 322 tysiące km2. Jeśli przyjąć jedynie zajęte terytorium od początku wojny to jest to około 140 tysięcy km2. Dziś Ukrainie udało się wyzwolić blisko 80 tysięcy km2 i choć może się wydawać, że jeszcze wciąż dużo zostało to postęp jest ogromny. Zwłaszcza jeśli zwrócimy uwagę na to, że Rosja dopiero w ostatnich dniach zdołała zająć wsie i choć są to pierwsze wojenne zdobycze od lipca to jednak nie mają one strategicznego znaczenia. Jest całkiem możliwe, że Ukraina celowo się wycofuje. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że mamy obecnie coś w rodzaju wojny pozycyjnej.

Przejdźmy zatem do sedna. Skoro mamy wyraźnie określone granice frontu, a Ukraina i Rosja tkwią w lekkim impasie to co dalej? Czy znowu będziemy świadkami dziwnej wojny, gdzie obie strony nie chcą ustąpić, tak jak to miało to miejsce w 2014 roku?

Po pierwsze obie strony nie straciły jeszcze możliwości ataku. W tej chwili trwa dozbrajanie obu krajów. Ukraina dostaje broń przede wszystkim od państw NATO, choć lista krajów pomagających Ukrainie jest imponująca, to są to w głównej mierze USA. Łącznie na ten moment Zachodni sojusznicy mają dostarczyć około 200 sztuk czołgów i innych pojazdów opancerzonych. Podkreślam, że to są jawne i potwierdzone informacje.

Po drugie Rosja również ma wsparcie innych krajów, a jest nim Iran, a w mniejszych stopniu Chiny, którym ta wojna jest bardzo nie na rękę. Współpraca Iranu i Rosji to również niezwykle ciekawy temat, ponieważ oba kraje zacieśniają współpracę chociażby przy budowie Korytarza Perskiego pozwalającego na ominięcie Europy i Kanału Sueskiego. Były głosy, że nawet Korea Północna wsparła Rosję, choć ciężko to potwierdzić, ale jest to całkiem możliwe. Obie strony w tej chwili prowadzą walki, w których przede wszystkim to Rosjanie ponoszą ciężkie straty. Ukraińcy również, ale nie tak znaczne. Do tego dochodzi lepsza pomoc medyczna będąca na miejscu, co minimalizuje utratę żołnierzy.

Największe niepokoje budzą coraz częstsze wieści, że Rosja planuje wielką ofensywę w lutym lub marcu. W tym utwierdzić nas może fakt, że za około dwa trzy tygodnie temperatury w tych regionach mogą spaść nocą do -20 stopni, a więc ziemia będzie wystarczająco utwardzona, aby wjechał ciężki sprzęt. Potwierdzać to również może fakt w postaci tak licznej pomocy w ostatnich dniach jaką Ukraina dostaje od innych państw. Jednak trzeba zwrócić uwagę na to, że nim sprzęt zostanie dostarczony na front to miną tygodnie. Do tego dochodzą kwestie przeszkolenia żołnierzy, którzy już ćwiczą w Estonii, Wielkiej Brytanii czy USA. Państwo rosyjskie może spróbować wyprzedzić te dostawy i rozpocząć atak dużo wcześniej, aby móc odzyskać inicjatywę. Pomaga im wspomniana pogoda oraz nowi zmobilizowani żołnierze.

Moim zdaniem atak nastąpi z wszystkich stron i będzie on stosunkowo podobny do pierwszego ataku jaki miał miejsce rok temu w lutym. Będą ataki od strony Białorusi; z południa w stronę Chersonia; od wschodnich rubieży, czyli w miejscu, gdzie obecnie toczą się najcięższe walki (okolice słynnego już Bachmutu). Oczywistym będzie, że prawdziwy atak jest z jednej strony, a pozostałe mają na celu odwrócenie uwagi oraz rozdrobnienie i wycofanie części wojsk Ukrainy w pozostałe regionu kraju. Wówczas potrzeby armii Ukrainy będą trzy, a nawet jak niektórzy sądzą czterokrotnie większe niż wspomniane wcześniej 200 czołgów. Zastanawiam się również czy Naddniestrze ma jeszcze jakąś wartość bojową, ale zakładam, że jest więcej niż nikła. Wiemy również, że Rosjanie gromadzą duże siły w rejonach Kurska, a więc atak północny może być podzielony na dwie części – wspomniana białoruska oraz rosyjska. Fronty będą liczne, a do tego dojdą liczne ostrzeliwania ukraińskich miast. Premier Izraela powiedział, że zastanawia się nad przekazaniem Ukrainie systemów Żelaznej Kopuły, a więc może to sugerować, że Rosja planuje w jakiś sposób zdusić Ukrainę licznymi atakami rakietowymi.



 Jeśli Ukraina zdoła się obronić i nie poniesie szczególnych strat albo będą one na tyle małe, aby szybko się odbudować to przejdzie od razu do kontrofensywy i będzie chciała odzyskać kilka miast takich jak Donieck, a może pokusi się nawet od razu o Melitopol (w dniu pisania tekstu Ukraina zaatakowała pozycje rosyjskie w tym mieście). Obecny front jest przed Donieckiem, a więc możliwości odbicia są jak najbardziej realne. Jak powiedziała niedawno rzeczniczka prasowa Białego Domu powiedziała, że Ukraina powinna odzyskać wszystkie ziemie, w tym Krym, który jest ukraiński.” Na końcu dodając, że decyzja oczywiście należeć będzie do samej Ukrainy. Takie słowa, choć ważne dla państwa ukraińskiego, mogą sugerować, że wojna będzie jeszcze długo trwała.

Konsekwencje wojny ukraińsko-rosyjskiej są znacznie poważniejsze i mają znaczenie globalne. Zbrojenie Ukrainy to sygnał dla innych państw świata, które również gotowe są na „wprowadzenie swojego miru w pobliżu swoich obecnych granic politycznych”. Mowa tutaj oczywiście o Chinach, które uważają Tajwan za swoją integralną część, choć według władz
w Pekinie, zbuntowaną prowincję. W dniu pisania tego tekstu pojawiły się w mediach wypowiedzi amerykańskiego generała o tym, że wojna z Chinami może wybuchnąć już w 2025 roku. Sam szef komisji spraw zagranicznych USA potwierdził, że „choć ma nadzieję, że się myli, to jednak może mieć rację”, świadczą o powadze sytuacji. Przyznaję, że wolałbym, aby dwa obecnie jawnie sobie wrogie mocarstwa nie toczyły wojny. Byłaby ona zupełnie inna niż ta, którą mamy u naszego sąsiada, ale tzw. pułapka Tukidydesa to słynna dziś teoria mówiąca o tym, że mocarstwo wschodzące, może chcieć pozbawić hegemonii innego mocarstwa, a to drugie bez wątpienia będzie chciało bronić swojej pozycji. 

Tak więc w tej sytuacji wojna będzie toczyła się dalej, ale co jeśli Ukraina nie wytrzyma naporu nowej ofensywy? Co jeśli Rosja odzyska inicjatywę na froncie? Wówczas może dojść do sytuacji, w której to państwa Zachodnie będą naciskać Ukrainę na szybkie rozmowy pokojowe, aby jak natychmiast ta zakończyła wojnę i zgodziła się na ustępstwa. Wtedy możemy być pewni, że Krym i Donbas oficjalnie może stać się częścią Rosji, a ona sama uzna, że ma wystarczająco siły, aby w przyszłości dokonać kolejnych inwazji na kolejnych sąsiadów.

Osłabienie Rosji w tym momencie jest nam wszystkim na rękę, gdyż w potencjalnej wojnie między USA a Chinami, ci drudzy stracą poważnego sojusznika, gdyż będzie on za słaby na jakiekolwiek działania zbrojne. Jaka będzie przyszłość to najprawdopodobniej zobaczymy już za około dwa trzy tygodnie, gdy zacznie się nowa inwazja. Miejmy nadzieję, że ta „trzydniowa operacja wojenna” zakończy się jak najszybciej i najkorzystniej dla Ukrainy, ponieważ jej zwycięstwo oddala Rosję od granic Polski. Przynajmniej na jakiś czas...

 

Autorem jest Jakub Kopyto. Politolog, żywo zainteresowany kwestiami politycznymi, bezpieczeństwa międzynarodowego i geopolityki.

Lukaszenka pokazuje plany inwazji

Lukaszenka pokazuje plany inwazji


Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama Drukarnia Rzeszów