Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama

(Nie)wesołe jest życie staruszka

Budżety gmin uginają się pod ciężarem rosnących kosztów, związanych z finansowaniem pobytu swoich mieszkańców w domach pomocy społecznej. Teoretycznie sami pensjonariusze lub ich krewni mają obowiązek partycypować w tych kosztach, praktycznie - nie stać ich na to lub robią wszystko, by wykazać, że ich nie stać. A samorządy są wobec tego zjawiska bezsilne.
(Nie)wesołe jest życie staruszka

Autor: Andrzej Plęs

(Nie)wesołe jest życie staruszka

Nim w 2004 roku zreformowano system odpłatności za pobyt w DPS, ciężar odpowiedzialności finansowej spoczywał na budżecie państwa. Po reformie to samorządy gminne obarczono tym obowiązkiem, ale wówczas dla władz gminnych nie był to poważny problem budżetowy. Chętnych do DPS było niewielu, wciąż jeszcze funkcjonował system rodziny wielopokoleniowej, w którym młodsi zajmowali się starszymi i niepełnosprawnymi, wyludniająca domy rodzinne migracja zarobkowa dopiero kiełkowała, bo byliśmy zaledwie u progu Unii Europejskiej, a przemieszczanie się po kraju „za chlebem” nie było jeszcze standardem. Z czasem młodzi zaczęli szukać szczęścia poza miejscem urodzenia, starzy zostawali sami, chorymi i niedołężnymi nie bardzo miał się kto na co dzień zajmować, pozostawał DPS. I zjawisko z roku na rok tylko się nasilało. 

W 2009 r. ledwie 7 mieszkańców gminy Dębica zamieszkiwały domy pomocy społecznej, co budżet samorządu kosztowało 102 tys. zł. Dziś można by powiedzieć, że tylko tyle. Z roku na rok liczba takich pensjonariuszy, corocznie rosły też koszty utrzymania, określane przez starostów. W 2019 domy pomocy gościły już 17 dębickich podopiecznych, co tamtego roku kosztowało gminę 262 tys. zł. W tej chwili to wydatek ok. 500 tys. zł i nikt nie ma złudzeń, że ta suma z roku na rok będzie rosnąć. Dla gmin z dużymi dochodami takie wydatki są dotkliwe, ale do uniesienia, dla tzw. zielonych gmin, ze strukturą zatrudnienia, w której przeważa drobne, więc niedochodowe rolnictwo, z niewielkimi wpływami budżetowymi, finasowanie już kilkunastu pensjonariuszy DPS stanowi spory wysiłek. I nikt nie ludzi się, że będzie lepiej, bo ludzi starszych, niedołężnych, samotnych, więc wymagających całodobowej opieki systemowej będzie przybywać. Już dziś statystki lekko przerażają: w 2022 r. ponad 27 proc. wydatków polskich gmin stanowiły koszty prowadzonej przez nie polityki społecznej, socjalnej i pomocy rodzinie, łącznie – ponad 5,7 mln zł. A trzeba pamiętać, że to dane uśrednione. Dla małych, wiejskich gmin ten odsetek stanowił znacznie więcej niż 27 proc.  I ten odsetek będzie rósł, bo inflacja, malejące dochody gmin, rosnące wydatki na wszystko, a społeczeństwo ubożeje, bo wzrost płac nie nadąża za wzrostem cen. W dodatku średnia życia rośnie, system służby zdrowia coraz mniej wydolny, więc starych, chorych i samotnych będzie przybywać. 

- W tej chwili mamy pod opieką 18 mieszkańców gminy, którzy przebywają w DPS – wylicza Sylwia Korycka – Żymula, zastępca dyrektora Centrum Usług Społecznych dębickiego urzędu gminy – Dla gminnego budżetu, to na razie 540 tysięcy złotych. A znam mniejsze od naszej gminy, z których 30 - 40 mieszkańców mieszka w DPS, co kosztuje te samorządy ponad milion rocznie. 

Dziadka do DPS, przecież „państwo” zapłaci

W zasadzie pensjonariusz DPS powinien partycypować w kosztach swojego pobytu w placówce, o ile go na to stać. Jeśli nie, ten obowiązek spada na jego krewnych. A do współudziału w finansowaniu nie śpieszno ani jemu ani im. W Internecie roi się od porad prawnych, jak w zupełnie legalny sposób ominąć ten obowiązek. Niech chcesz płacić za tatusia? To przedstaw prawomocny wyrok sądowy, potwierdzający, że tatuś stracił nad tobą  władzę rodzicielską. Albo kiedyś tam został skazany za umyślne przestępstwo znęcania się nad krewniakiem. To przykłady skrajne, najczęściej krewni nie płacą za pobyt starszego człowieka w DPS, bo ich na to nie stać. Skomplikowany przelicznik mówi, jakie trzeba mieć dochody, by takiemu obowiązkowi podlegać. Tymczasem szczególnie w „zielonych gminach” poziom zarobków jest tak niski, że przekroczenie progu dochodowego graniczy z cudem. Jak nie stać starszego człowieka i nie stać jego krewnych, to płacić musi gmina. 

I wcale nie znaczy, że podopieczny DPS lub jego krewni są na skraju ubóstwa. Owszem, dochody może nijakie, ale wciąż „siedzą” na własnych hektarach, na których stoi domek. Może i nieco chylący się ku ruinie, ale nieruchomość wciąż stanowi kapitał.  I wokół tego kapitału zwykle „kręcą się” krewni, bliscy, albo po prostu drobni inwestorzy, wypatrujący takich okazji. Przed dwoma laty do DPS trafił jeden z mieszkańców gminy Dębica. Niemłody, mocno schorowany i samotny, kompletnie nie umiejący poradzić sobie z najprostszymi nawet codziennościami. Po interwencji sołtysa i radnego gminne służby socjalne natychmiast umieściły go w placówce opiekuńczej. Pozostała kwestia finansowania takiej opieki, a pan wciąż dysponował prawami do swojej nieruchomości. Prawdzie trafiając do DPS podpisał oświadczenie, że prawa dysponowania tym majątkiem przechodzą na samorząd gminny, ale radna prawny uznał, że takie oświadczenia każdy krewny owego pana bez trudu obali w sądzie. Kolejne przypadek z tej samej gminy: rodzina starszego pana uparła się, by krewniaka posłać do domu pomocy społecznej, choć on sam odnosił się do tego pomysłu co najmniej mało entuzjastycznie. Nim bliscy zaczęli starania o przekazanie pana pod opiekę służb gminnych, rodzina zdobyła jego upoważnienie do dysponowania wszelkim pozostawionym majątkiem, by po kilku dniach notarialnie ów majtek przewłaszczyć. Z planem: starszy pan do DPS, za pobyt w placówce zapłaci budżet gminy, pensjonariusz z niską rentą i zerowym już majątkiem nie będzie w stanie sam finansować swojego pobytu, członkowie rodziny też nie, bo mają zbyt niskie dochody i nie ma znaczenia, że dysponują zupełnie przyzwoitej wielkości kapitałem, pozyskanym właśnie od swojego krewnego. Pan do DPS nie trafił, bo mocno opierał się staraniem krewnych, ale i tak pozostaje pod opieką gminnej pomocy społecznej. Którą finansuje oczywiście gmina, nie krewni, którym nie pali się ani do opieki nad antenatem, ani do współfinansowania tej opieki. I zapewne każdy włodarz każdej polskiej gminy potrafiłby powoływać się na takie sytuacje ze swojego terenu.

Gminy oczekują kresu takiej patologii

Pan lub pani w DPS, wciąż dysponują majątkiem, ale za pobyt w placówce nie mają czym płacić. Podobnie, jak ich krewni, właściciela  którzy tym majątkiem dysponują. Płaci budżet samorządu, więc wszyscy podatnicy, co u owych podatników budzi rosnący sprzeciw. Wielu z nich też się nie przelewa, więc irytują się, że muszą finansować posesjonata. 

Przed niespełna dwoma laty z inicjatywą regulacji tej społecznej niesprawiedliwości wystąpił wójt gminy Dębica Stanisław Rokosz. W oficjalnym liście do m. in. posła Marka Rząsy poprosił o inicjatywę ustawodawczą zmiany ustawy o pomocy społeczne w taki sposób, by możliwe było „uzyskanie chociażby częściowej rekompensaty kosztów utrzymania osób przebywających w domach pomocy społecznej z ich własnego majątku lub majątku, jaki został przekazany osobom trzecim, najczęściej członkom rodziny tych osób, w okresie bezpośrednio poprzedzającym umieszczenie w domu pomocy społecznej”. Szczególnie znaczące są ostatnie słowa tego fragmentu listu: chodzi o ukrócenie systemowej już patologii, która umożliwia przejęcia majątku pensjonariusza, by „golutkiego” kapitałowo oddać pod opiekę „państwa”, samemu nie partycypując w kosztach takiej opieki, a samemu korzystać z właśnie pozyskanego majątku.

Do apelu dołączony został projekt nowelizacji ustawy, który w jednym z najważniejszych punktów mówi, że dyrektor centrum usług społecznych oraz kierownik powiatowego centrum pomocy rodzinie może zawrzeć z tą osobą (kierowanym do DPS) umowę, na mocy której zobowiąże się ona do przeniesienie własności nieruchomości stanowiącej jej własność na rzecz gminy”. Oczywiście w przypadku, kiedy bieżące dochody pensjonariusza nie pozwolą mu finansować swojego pobytu w placówce. A gdyby zdarzyło się, że w ciągu 2 lat od chwili wszczęcia procedury skierowanie osoby do DPS przyszło mu do głowy przenieść własność swojej nieruchomości na osoby trzecie, kierownik DPS lub dyrektor gminnego CUS może wystąpić do sądu o unieważnienie takiego aktu. 

Z początkiem stycznia 2022 r. z interpelacją poselską w tej sprawie wystąpiła Krystyna Skowrońska. Przyznała w niej, że zainicjowali ją wójtowie, sugerujący możliwość częściowej przynajmniej odpłatności za pobyt w DPS z majątku nieruchomego pensjonariusza. I zapytała przedstawicieli rządu, czy rząd zamierza dokonać zmian z ustawie o pomocy społecznej. Odpowiedź Stanisława Szweda, sekretarza stanu w Ministerstwie Rodziny i Polityki Społecznej nie pozostawiała złudzeń: „Takie rozwiązanie budzi jednak poważnie wątpliwości w zakresie zgodności z Konstytucją RP (zasada ochrony własności) oraz byłaby poważną ingerencją w prawo właściciela do swobodnego dysponowania rzeczą. Ponadto osoba kierowana do domu pomocy społecznej nie musi przebywać w nim do końca życia. Pozbawiając jej nawet części majątku pomoc społeczna mogłaby doprowadzić do utraty możliwości rezygnacji z pobytu w domu pomocy społecznej i powrotu osoby do środowiska, w którym zamieszkiwała wcześniej”. Ergo: ministerstwo nie prowadzi żadnych prac nad zmianą zasad finansowania pobytu w DPS. Choć sekretarz Szwed przyznał, że już wcześniej włodarze gmin sygnalizowali takie oczekiwania. 

A tych oburza sytuacja, że można dożywotnio rezydować w DPS na koszt podatników, choć dysponuje się majątkiem wartym niekiedy setki tysięcy zł. I traktują taki stan, jako jaskrawą niesprawiedliwość społeczną.

Temat wraca i… wracał będzie

Im niższe dochody gmin, a są coraz niższe, im wyższe obciążenia budżetowe, a są coraz wyższe, włodarzom gmin coraz bardziej zależy na sprawiedliwym uregulowaniu zasad odpłatności za pobyt w DPS. Temat był już przedmiotem obrad Sejmu w 2018 r., kiedy posłowie Jan Warzecha i Ewa Kozanecka dali problem pod rozwagę przedstawicielom rządu. 

-Mamy tutaj poważne wątpliwości w zakresie zgodności z konstytucją dotyczące zasady ochrony własności wyrażonej w art. 21 i art. 64 – wyjaśniła im wówczas wiceminister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbieta Bojanowska. 

Tylko to było w 2018 r., przed rujnującą życie gospodarcze kraju i budżety gminne pandemią, przed imigracją do Polski ponad 1 mln ukraińskich uchodźców, których pobyt w naszym kraju w znaczącej części finansowały (i finansują) samorządy, przed galopującą inflacją, niemal paraliżującą gminne inwestycje. Kiedy wydatki gminne w 27 procentach stanowią koszty obsługi i pomocy społecznej, kiedy skarbnicy urzędów miejskich i gminnych oglądają każdą złotówkę, nim umieszczą ją w rocznym planie wydatków, wydatkowanie sumy średnio 5 tys. zł miesięcznie na pobyt pensjonariusza w DPS staje się dla budżetu samorządowego problemem. A kiedy ten nie jest bankrutem, ale „siedzi” na hektarach wartych setki tysięcy i więcej, to już nie tylko problem finansowy, ale i moralny.


Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama Drukarnia Rzeszów