48 do 72 godzin.
Tyle ponoć według rosyjskich założeń miało trwać dotarcie i zajęcie Kijowa od momentu rozpoczęcia inwazji.
Nie wyszło.
Ukraińcy, doświadczeni wydarzeniami z 2014, wsparci przez wywiad i uzbrojenie z zachodu, dzielnie stawiają czoła postradzieckiemu niedźwiedziowi. Wiele analiz mówi o tym, że "operacja specjalna" utknęła w miejscu i jedyne co pozostało Putinowi, to bombardowanie szpitali, szkół i teatrów oraz wysyłanie kolejnych młodych Rosjan (przy okazji, proponuję sprawdzić sytuację demograficzną Rosji - jeżeli wojna na Ukrainie będzie się przedłużać, a liczba ofiar po stronie rosyjskiej zacznie iść w dziesiątki tysięcy, czeka ich katastrofa demograficzna, jakiej świat nie widział) na śmierć z nadzieją, że Zełenskiemu skończą się kule i rakiety.
Czy i jak długo zwykli Rosjanie będą w stanie tolerować coraz większe straty, zamykane kolejne zagraniczne sklepy i fabryki, izolację na arenie międzynarodowej? Zapewne dłużej niż nam się wydaje. Ale nie w nieskończoność. Czy Putina może czekać "kremlowski Majdan"? Jest to możliwe, chociaż pewnie będzie wymagać dużego zaangażowania ze strony rosyjskich oligarchów. Rosja nigdy nie słynęła z oddolnych inicjatyw - i dlatego tak wiele sankcji wprowadzanych przez NATO i UE dotyczy właśnie moskiewskich miliarderów.
Znakomicie
Wczoraj car/prezydent Rosji w swoim wystąpieniu telewizyjnym ostrzega Rosjan przed tzw. V kolumną, "zdrajcami i sprzedawczykami". Łatwo można się domyślić, że chodzi o ludzi, którzy nie wierzą w propagandę Kremla i widzą (zarówno na półkach sklepowych jak i przez sprawdzanie zagranicznych mediów), że narracja władzy niewiele różni się od tej stosowanej przez nazistów przed i w trakcie IIWŚ, a do tego prowadzi do wyniszczenia narodu rosyjskiego. A przy okazji też ukraińskiego.
Ale jeżeli były oficer KGB w publicznym wystąpieniu w nerwowy sposób odgraża się i zapowiada „oczyszczenie społeczeństwa”, to znaczy, że gdzieś w jego głowie zaczyna tlić się strach. To, że Władimir Putin jest paranoikiem, można brać za pewnik. Ale teraz - 3 tygodnie po rozpoczęciu wojny, która miała zająć 3 dni - zapewne zacznie dostrzegać zagrożenie z każdej strony. Jeśli zwykli obywatele zaczną wychodzić na ulice, sami nie wiele zdziałają. Putin ciągle ma bardzo mocne poparcie. Ale protesty na ulicach pokażą rosyjskim generałom i oligarchom, że car/prezydent "jest do ruszenia"
A istnieje pewna tradycja wśród rosyjskich władców, że kiedy ich prężenie muskułów i obijanie słabszych przestaje robić wrażenie, to ich oczekiwana długość życia gwałtownie się skraca.
Wszelkie groźby, jakie teraz będzie rzucał Putin, zarówno w kierunku swojego narodu, Ukraińców, czy Europy - to teraz właśnie będzie taka próba pokazania, że on - Putin - jest silny i niepokonany. Powodzenie wojny na Ukrainie nie jest aż tak istotne, o ile znajdzie się ktoś, na kogo można będzie zwalić ewentualną porażkę. Jeżeli jednak wizerunek Putina upadnie w samej Rosji - no cóż. Jako komentarz zostawię zdjęcie sprzętu do pacyfikowania protestów, jaki w pierwszych dniach wojny Rosjanie przywieźli na Ukrainę - spodziewano się, że ukraińskie wojsko nie stawi żadnego oporu, a jakiekolwiek próby protestu ze strony cywilów szybko się uciszy. Teraz jednak może się okazać, że takich tarcz wkrótce będzie potrzeba w Moskwie.
Miejmy taką nadzieję.
Komentarze