W 1879 Thomas Edison opatentował żarówkę i nie zdawał on sobie sprawy, że 145 lata później polskie spółki energetyczne stworzą żarówkę, która nie świeci, ale zaślepia ludzi. To oczywiście sarkazm nawiązujący do kampanii, którą zafundowały nam na ulicach owe spółki pod hasłem „Opłaty klimatyczne Unii Europejskiej to aż 60% kosztów produkcji energii”, gdzie eksponowane miejsce zajmuje rysunek żarówki z proporcjami kosztów produkcji prądu. Postaram się wskazać dlaczego jest to manipulacja i hipokryzja.
Najważniejszy jest odbiór, pierwsze spojrzenie i sugestia. Czytając na szybko hasło z bilbordu podświadomie możemy pomyśleć, że mowa tu jest o całkowitym koszcie energii elektrycznej, o koszcie, którym opłacamy, gdy płacimy rachunki. Jednak kluczowymi słowami są tutaj „(…)kosztów produkcji”. Oznacza to bowiem, że hasło mówi tylko i wyłącznie o kosztach wyprodukowania energii. Musimy być jednak świadomi, że na koszt całkowity - opłacany przez nas na rachunku, składają się 3 podstawowe składniki, które są mniej więcej równe. Po pierwsze jest to koszt produkcji energii. Po drugie koszty przesyłania energii. A po trzecie opłaty krajowe, takie jak np. podatki.
Jeszcze raz przypomnę, że billboard mówi o kosztach produkcji. Z tym się zgadzam. Koszty produkcji to w 60% koszt polityki klimatycznej, która jest słuszna. Jeżeli weżniemy pod uwagę wszystkie składowe rachunku za prąd to okaże się, że rachunek wzrósł o około 20%, a nie 60%. To główne zakłamanie w tej kampanii. Właśnie 20% to realny wzrost, który mamy na rachunku. Jest on związany z kosztami uprawnień do emisji CO2. Jest jednak prosty sposób, aby się go pozbyć. Mianowicie nie emitować CO2. I nie chce się tu wymądrzać, że nagle, dziś powinniśmy zamknąć elektrownie, które emitują CO2, bo to jest niemożliwe. Z drugiej jednak strony był czas przez ostatnie 10 lat, aby zaplanować i rozpocząć prawdziwy proces dekarbonizacji polskiego przemysłu energetycznego i wtedy nie mówilibyśmy o tych 20% wzrostu, tylko może o 5%.
Warto też wspomnieć, że ten wzrost o 20% w ujęciu całościowym to i tak prawie dwa razy mniej niż koszty opłat, podatków i marż z całości naszego rachunku. Może spółki energetyczne i rząd w tych miejscach powinny szukać oszczędności dla nas? Poniżej postaram się przedstawić to, co opisałem w sposób graficzny.
Twierdzenie, że za wzrost kosztów produkcji odpowiada unijna polityka klimatyczna jest hipokryzją. Zasady handlu uprawnieniami do emisji CO2 zostały wprowadzone po to, aby dbać o naszą przyszłość i naszych dzieci. Mają one skłaniać państwa Unii do inwestowania w zielone technologie. Co najlepsze - system został tak skonstruowany, że kolokwialnie mówiąc „wytwórcze kopciuchy sponsorują zielone technologie”, czyli opłaty z technologii wysokoemisyjnych powinny być używane do inwestowania w technologie zero lub niskoemisyjne.
Tylko w zeszłym roku z systemu handlu emisjami do budżetu wpłynęło więcej niż 25 mld złotych. Całość tych pieniędzy powinna być przeznaczona na inwestycje i wprowadzanie niskoemisyjnych technologii wytwarzania energii. Jeżeli będziemy wprowadzać nowe technologie, te zero i niskoemisyjne to nie będziemy musieli wydawać na dodatkowe limity CO2, a cena energii nie będzie rosła tak szybko. Środki, które pozyskuje budżet państwa z systemu handlu emisjami, nie mogą służyć do finansowania nowych kampanii społecznych i zatykania dziur, które powstają w skutek błędów naszego rządu.
W dłuższej perspektywie czasu, brak inwestycji w nowoczesne, ekologiczne źródła energii będzie dalej wpływało na wzrost cen energii, ale również pośrednio wpłynie na rozwój Polski i warunki życia obywateli, a postępujące schorzenia i choroby związane z smogiem i zanieczyszczeniami będą jeszcze bardziej obciążać nasz system opieki zdrowotnej. Nie mówiąc już, że Polska w Europie zostanie zepchnięta na margines jako kraj nieefektywny i zacofany energetycznie.
Cała sytuacja przypomina mi troszkę potworka z kreskówki „Hotel Transylwania”, którą oglądałem ostatnio z rodziną. Ów potworek zjada od czasu do czasu jakiś przedmiot na oczach wszystkich i w bardzo miły i cukierkowy sposób kłamie że „to nie ja”. I trochę tak to jest, że „zjada się” środki lub nie wykorzystuje ich do redukowania kosztów związanych z emisją CO2, a później mówi się „to nie ja” to oni, ta zła Unia.
Samo nazwanie tej kampanii edukacyjną jest jakimś żartem. W świetle tego co napisałem wcześniej. Czego ona ma uczyć? Jeżeli chcecie zobaczyć realne propozycje transformacji energetycznej to zapraszam Was na https://strategie2050.pl/wiemyjak/polska-na-zielonym-szlaku/
Tutaj stawiam kropkę i życzę wam udanego tygodnia. Pozdrawiam i do następnego razu.
W 1879 Thomas Edison opatentował żarówkę i nie zdawał on sobie sprawy, że 145 lata później polskie spółki energetyczne stworzą żarówkę, która nie świeci, ale zaślepia ludzi. To oczywiście sarkazm nawiązujący do kampanii, którą zafundowały nam na ulicach owe spółki pod hasłem „Opłaty klimatyczne Unii Europejskiej to aż 60% kosztów produkcji energii”, gdzie eksponowane miejsce zajmuje rysunek żarówki z proporcjami kosztów produkcji prądu. Postaram się wskazać dlaczego jest to manipulacja i hipokryzja.
Najważniejszy jest odbiór, pierwsze spojrzenie i sugestia. Czytając na szybko hasło z bilbordu podświadomie możemy pomyśleć, że mowa tu jest o całkowitym koszcie energii elektrycznej, o koszcie, którym opłacamy, gdy płacimy rachunki. Jednak kluczowymi słowami są tutaj „(…)kosztów produkcji”. Oznacza to bowiem, że hasło mówi tylko i wyłącznie o kosztach wyprodukowania energii. Musimy być jednak świadomi, że na koszt całkowity - opłacany przez nas na rachunku, składają się 3 podstawowe składniki, które są mniej więcej równe. Po pierwsze jest to koszt produkcji energii. Po drugie koszty przesyłania energii. A po trzecie opłaty krajowe, takie jak np. podatki.
Jeszcze raz przypomnę, że billboard mówi o kosztach produkcji. Z tym się zgadzam. Koszty produkcji to w 60% koszt polityki klimatycznej, która jest słuszna. Jeżeli weżniemy pod uwagę wszystkie składowe rachunku za prąd to okaże się, że rachunek wzrósł o około 20%, a nie 60%. To główne zakłamanie w tej kampanii. Właśnie 20% to realny wzrost, który mamy na rachunku. Jest on związany z kosztami uprawnień do emisji CO2. Jest jednak prosty sposób, aby się go pozbyć. Mianowicie nie emitować CO2. I nie chce się tu wymądrzać, że nagle, dziś powinniśmy zamknąć elektrownie, które emitują CO2, bo to jest niemożliwe. Z drugiej jednak strony był czas przez ostatnie 10 lat, aby zaplanować i rozpocząć prawdziwy proces dekarbonizacji polskiego przemysłu energetycznego i wtedy nie mówilibyśmy o tych 20% wzrostu, tylko może o 5%.
Warto też wspomnieć, że ten wzrost o 20% w ujęciu całościowym to i tak prawie dwa razy mniej niż koszty opłat, podatków i marż z całości naszego rachunku. Może spółki energetyczne i rząd w tych miejscach powinny szukać oszczędności dla nas? Poniżej postaram się przedstawić to, co opisałem w sposób graficzny.
Twierdzenie, że za wzrost kosztów produkcji odpowiada unijna polityka klimatyczna jest hipokryzją. Zasady handlu uprawnieniami do emisji CO2 zostały wprowadzone po to, aby dbać o naszą przyszłość i naszych dzieci. Mają one skłaniać państwa Unii do inwestowania w zielone technologie. Co najlepsze - system został tak skonstruowany, że kolokwialnie mówiąc „wytwórcze kopciuchy sponsorują zielone technologie”, czyli opłaty z technologii wysokoemisyjnych powinny być używane do inwestowania w technologie zero lub niskoemisyjne.
Tylko w zeszłym roku z systemu handlu emisjami do budżetu wpłynęło więcej niż 25 mld złotych. Całość tych pieniędzy powinna być przeznaczona na inwestycje i wprowadzanie niskoemisyjnych technologii wytwarzania energii. Jeżeli będziemy wprowadzać nowe technologie, te zero i niskoemisyjne to nie będziemy musieli wydawać na dodatkowe limity CO2, a cena energii nie będzie rosła tak szybko. Środki, które pozyskuje budżet państwa z systemu handlu emisjami, nie mogą służyć do finansowania nowych kampanii społecznych i zatykania dziur, które powstają w skutek błędów naszego rządu.
W dłuższej perspektywie czasu, brak inwestycji w nowoczesne, ekologiczne źródła energii będzie dalej wpływało na wzrost cen energii, ale również pośrednio wpłynie na rozwój Polski i warunki życia obywateli, a postępujące schorzenia i choroby związane z smogiem i zanieczyszczeniami będą jeszcze bardziej obciążać nasz system opieki zdrowotnej. Nie mówiąc już, że Polska w Europie zostanie zepchnięta na margines jako kraj nieefektywny i zacofany energetycznie.
Cała sytuacja przypomina mi troszkę potworka z kreskówki „Hotel Transylwania”, którą oglądałem ostatnio z rodziną. Ów potworek zjada od czasu do czasu jakiś przedmiot na oczach wszystkich i w bardzo miły i cukierkowy sposób kłamie że „to nie ja”. I trochę tak to jest, że „zjada się” środki lub nie wykorzystuje ich do redukowania kosztów związanych z emisją CO2, a później mówi się „to nie ja” to oni, ta zła Unia.
Samo nazwanie tej kampanii edukacyjną jest jakimś żartem. W świetle tego co napisałem wcześniej. Czego ona ma uczyć? Jeżeli chcecie zobaczyć realne propozycje transformacji energetycznej to zapraszam Was na https://strategie2050.pl/wiemyjak/polska-na-zielonym-szlaku/
Tutaj stawiam kropkę i życzę wam udanego tygodnia. Pozdrawiam i do następnego razu.
Sylwester Korycki
Absolwent Wydziału Administracyjno-Ekonomicznego Kolegium Jagiellońskiego Toruńskiej Szkoły Wyższej. Podyplomowe studia z zakresu zarządzania operacyjnego oraz technik elektronik. Od prawie dziesięciu lat zawodowo związany z zarządzaniem projektami. Obecnie menedżer projektu dla jednej z międzynarodowych firm. Pięć lat spędził na emigracji. W Ruchu Polska 2050 od września 2020 roku. Były Lider Zarządu Stowarzyszenia Polska 2050 w województwie podkarpackim. Obecnie Członek Zarządu Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Polska 2050 oraz Lider Polityczny w okręgu 23.
Sylwester Korycki
Absolwent Wydziału Administracyjno-Ekonomicznego Kolegium Jagiellońskiego Toruńskiej Szkoły Wyższej. Podyplomowe studia z zakresu zarządzania operacyjnego oraz technik elektronik. Od prawie dziesięciu lat zawodowo związany z zarządzaniem projektami. Obecnie menedżer projektu dla jednej z międzynarodowych firm. Pięć lat spędził na emigracji. W Ruchu Polska 2050 od września 2020 roku. Były Lider Zarządu Stowarzyszenia Polska 2050 w województwie podkarpackim. Obecnie Członek Zarządu Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Polska 2050 oraz Lider Polityczny w okręgu 23.
Komentarze