W świecie literackim wbrew pozorom nie wieje nudą. Dzieje się tu całkiem sporo. Ostatnio działo się wiosną. I ponieważ emocje nieco opadły, ja do nich wrócę.
„Przepraszam, po ile ta książka?”
To pytanie może przejść do lamusa. Dlaczego? Bo jest projekt ustawy na temat stałej ceny książki. Tak. Jest taki pomysł, by cena książki się nie zmieniała przez dwanaście miesięcy od jej wydania. O jej wysokości, która ma się nie zmieniać przez rok, oczywiście ma decydować wydawca Pomysł zrodził się w Polskiej Izbie Książki a w świecie wydawniczym natychmiast zawrzało.
Argumenty sypały się z każdej ze stron – obrońców niezależnych księgarń i zwolenników wolnego rynku. I w tym wszystkim byłam ja – autorka i czytelniczka w jednym. I z radością wsłuchiwałam się w dyskusje, rozmowy i rozważania. Sama niejednokrotnie zabierałam głos w tej sprawie. A co mnie tak cieszyło?
W tym miejscu zacytuję klasyków marketingu: nie ważne co, ważne, że mówią. Ja bardzo wierzę w moc rozmowy i mądrą dyskusję. Jak wiadomo, jedna książka, to cały sztab ludzi. Jesteśmy naczyniami połączonymi i na jednym statku płyniemy. I czasami o tym nie wiemy, a czasami o tym zapominamy. Wtedy pojawia się ustawa, który serwuje nam gruntowną powtórkę z tematu.
I jeśli za sprawą tego pomysłu, oczy różnych osób zwracają się w jedną stronę, to już jest dobrze. Wszyscy mamy przecież wspólny cel – by czytało się więcej. Możemy ten cel osiągnąć, dzięki wiedzy na temat rynku. Ale nie tylko. Musimy pamiętać o każdym elemencie tej układanki – o autorze, wydawcy, księgarzu i czytelniku. Tylko jeśli każda z tych osób będzie usatysfakcjonowana, dostaniemy to, czego chcemy – dobrą książkę. I dlatego tak bardzo się cieszyłam z tych wszystkich dyskusji. Nagle o książkach i wydawaniu mówiło się dużo. Szukaliśmy wspólnie rozwiązań, prześcigaliśmy się w pomysłach, co zrobić, by było lepiej niż jest. Dowiadywaliśmy się mnóstwo szczegółów a raporty i tabelki na temat czytelnictwa same wyskakiwały z przeglądarek. O rynku wydawniczym w naszym kraju w końcu mówiło się dużo.
A jaki jest ten rynek wydawniczy, o który toczył się tak zacięty bój?
Ja, z perspektywy pisarza, odpowiem jednym słowem: trudny. I choć mamy Rok Romantyzmu Polskiego, nic romantycznego w tym świecie nie ma. I tak – książka jest produktem, który ma dotrzeć do ludzi i się sprzedać generując jak największy zysk, ale nigdy nie postawię jej na równi z mydłem i proszkiem do prania.
Bo ja wciąż w literaturę wierzę. To ona, niezmiennie od stuleci, nas uczy, bawi i wzrusza. Jeśli literatura tak wiele robi dla nas, to co my możemy zrobić dla niej? To prostsze niż myślimy: czytać.
Kupujmy i wypożyczajmy. Rozmawiajmy o książkach i o nich czytajmy. Niech autor wie, że ma dla kogo pisać, wydawca dla kogo wydawać a księgarz komu sprzedawać. Tyle i aż tyle.
Czytajmy, to zawsze jest dobry pomysł.
Karolina Winiarska
Nauczycielka języka angielskiego w jednej z rzeszowskich szkół średnich i pisarka w jednym. Autorka powieści obyczajowych. Jak sama podkreśla pisze głownie o kobietach i dla kobiet. Debiutowała w roku 2019 powieścią „Następnym razem”. Do tej pory ukazało się 5 powieści jej autorstwa.
Komentarze