Gdy składałem w Warszawie ślubowanie poselskie, w Prokuraturze Okręgowej w Lublinie, pewni dziennikarze w Rzeszowie ciężko pracowali. Żaby na następny dzień mogła ukazać się publikacja z tezą: "Michał Połuboczek jest pod lupą także lubelskiej prokuratury". Można pozostawić domyślności, bo zbyt łatwa to zagadka, skąd płynęła polityczna inspiracja tej publikacji. Lubelskie prokuratury zasłynęły, chyba dla każdego stało się zrozumiałe, co się tam odbywa, po słynnej sprawie garażu Ziarkiewicza, który stał się symbolem blokowania postępowań w sprawach politycznie niewygodnych, albo odpowiedniego procedowania tam, gdzie było to politycznie potrzebne. Nagle stało się dużo bardziej jasne, dlaczego to w lubelskich prokuraturach lądowały kluczowe sprawy, w których podejrzewano nieprawidłowości w działaniu podkarpackiego sejmiku. Przekazywano je do Lublina i tam oczywiście latami postępowania jakoś się nie głupie zakończyć lub były umarzane w wątpliwych okolicznościach. To do Lublina trafił sprawy parafialnych instalacji fotowoltaicznych, centrum wystawienniczo-kongresowego, czy prześladowań prof. K. Gutkowskiego. Najlepiej znam sprawę parafialnych instalacji fotowoltaicznych, bo sam czuję się w niej pokrzywdzony. Właśnie otrzymałem list od księży, którzy mobilizują mnie do podjęcia poselskiej aktywności, żeby doprowadzić do tego, by w końcu prokuratura ustaliła, kto i dlaczego zablokował możliwość realizacji inwestycji. Zapewniam, że to uczynię. Podobnie obiecuję, iż podejmę wszelkie możliwe kroki dla wyjaśnienia innych zagadnień. - mówił polityk.
Co ostatecznie ustalono w sprawie centrum wystawienniczo-kongresowego? Co ostatecznie ustalono w sprawie tego, co A. Szlęzak opisał w swoim raporcie? Co ostatecznie ustalono w sprawie prześladowań prof. K. Gutkowskiego? Skoro nagle lubelska prokuratura ustami swojego rzecznika chce informować o swoich działaniach, to trzeba pytać o te wszystkie inne zagadnienia. - dodaje Michał Połuboczek.
Komentarze