Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
Reklama Powiat Rzeszowski

To jeszcze nie koniec rolniczych protestów. Jadą na Warszawę

Za kilka dni rolnicy ruszą na Warszawę. Mówią, że nie wjadą traktorami do centrum miasta, ale i tak sparaliżują ruch.

Prezydent Ukrainy zaapelował do Donalda Tuska o pilne spotkanie na granicy. Chce rozmawiać o zażegnaniu kryzysu związanego z rolniczymi protestami. 

Bo to właśnie rolnicy blokują przejścia graniczne z Ukrainą, przepuszczając tiry co jakiś czas (te z pomocą humanitarną i wojskową jeżdżą normalnie). We wtorek razem z myśliwymi gospodarze zablokowali ponad 200 dróg w Polsce. Protesty na granicy trwają.

Rolnicy chcą zatrzymania niekontrolowanego importu żywności z Ukrainy. Ma jechać na zachód, ale część i tak zostaje w Polsce.

Zełenski apeluje o spotkanie na granicy

„Poleciłem naszemu rządowi, żeby w najbliższym czasie, do 24 lutego, przybyć na granicę między naszymi państwami. Szef rządu Ukrainy, cały nasz rząd, od logistyki do sektora rolnego i oczywiście minister obrony Ukrainym, ponieważ ta blokada na granicy niestety zwiększa zagrożenia dla dostaw broni dla naszych żołnierzy na froncie” – przekazał w swoim oświadczeniu Wołodymyr Zełenski;

I poprosił Donalda Tuska o spotkanie.

Szturm na Warszawę

Tymczasem rolnicy się nie poddają i 27 lutego mają najechać Warszawę. Sławomir Izdebski, szef związku OPZZ Rolników zapowiada: 

– Zrobimy jak w czasach Andrzeja Leppera, czyli przygotujemy tekst porozumienia. Przykładowo, że z dniem 1 marca rząd wycofuje się z unijnego Zielonego Ładu oraz że w konkretnej dacie zostaną wprowadzone kontyngenty na ukraińskie produkty żywnościowe, aby chronić nasz rynek – powiedział wp.pl.

I dodał, że rolnicy nie wjadą do centrum stolicy traktorami, ale i tak sparaliżują ruch. To będzie marsz spod Pałacu Kultury i Nauki pod Sejm i Kancelarię Premiera.

– Protest w Warszawie będzie dużym zrywem ludzi z całej Polski. Ostrzegam polityków. Mylicie się, zakładając, że rolnicy pokrzyczą pół roku i złe emocje przeminą. Złość na to, że politycy nie reagują, jest coraz większa. W gospodarstwach będzie coraz gorzej finansowo – dodał Wiesław Gryn z Oszukanej Wsi.

Rosyjskie czołgi na polskiej granicy

Jednocześnie radni ukraińskiego Łucka wystosowali list do swoich polskich miast partnerskich: Białegostoku, Rzeszowa, Zamościa, Lublina, Olsztyna , Torunia i Chełma. Samorządowcy dziękują za okazaną pomoc i przyjmowanie uchodźców, ale teraz apelują o zaangażowanie się w uspokojenie nastrojów i zakończenie protestów.

„Rosja jest naszym wspólnym wrogiem. Ukraińcy i Polacy są po jednej stronie barykady. A jeśli dzisiaj Ukraina nie będzie w stanie się obronić, to jutro Polacy będą musieli zatrzymać na swojej granicy nie ukraińskie ciężarówki, ale rosyjskie czołgi” – czytamy w liście,.

Radni podkreślają, że na Ukrainie nie istnieje transport lotniczy, a morski jest mocno ograniczony. Tylko lądem można przewieźć towary na zachód.

Miastowy puka się w czoło

Businessinsider.pl, analizując dane GUS, wskazuje, że „polska wieś” nie znaczy tyle co „bieda”. Od wejścia Polski do UE dużo się zmieniło i w 2022 r. przeciętny dochód na członka gospodarstwa domowego wśród rolników wyniósł 2328 zł. 

Jeśli jeszcze wziąć pod uwagę, że na protestach widać traktory za setki tysięcy, a nawet miliony złotych, to miastowi mogą mieć problem ze zrozumieniem, o co tym rolnikom chodzi.

Chodzi o politykę?

„O ile przeciętny dochód członka gospodarstwa jest u rolnika wysoki, to jeśli weźmiemy medianę (ta wynosi niecałe 1,4 tys. zł), to już tak dobrze nie jest. Co to oznacza? 

Wśród rolników jest spora dysproporcja. Część z nich zarabia naprawdę dobrze, ale przeciętny rolnik ma do dyspozycji mniej więcej tyle pieniędzy, ile zwykły pracownik z pozostałych sektorów gospodarki” – wyjaśnia serwis.

W ocenie ekspertów, mimo różnic między wsią a miastem z korzyścią dla tej pierwszej, rolnicy mają pewne powody do protestu.

Jednocześnie nie przedstawiają własnych rozwiązań, oprócz odejścia od Zielonego Ładu i zamknięcia granicy. 

– Szkoda. Czasem też można mieć wrażenie, że w tym wszystkim po prostu chodzi o politykę – i to niekoniecznie rolną i unijną – komentuje Jerzy Plewa, ekspert zajmujący się w przeszłości rolnictwem w Komisji Europejskiej.


Podziel się
Oceń

Komentarze

Reklama Drukarnia Rzeszów