Po ogłoszeniu wyników wyborów w dniu 15 października zdecydowana większość partii startujących w wyborach ogłosiły swój polityczny sukces. Prawo i sprawiedliwość podkreślało, że to oni osiągnęli najlepszy procentowy rezultat, a partie opozycyjne świętowały uzyskanie wspólnej większości parlamentarnej. Tak naprawdę tylko lider Konfederacji Sławomir Mentzen wyraźnie wskazał, że wynik wyborów to jego największa porażka w życiu.
Wyniki ogólnopolskie niosą swoje konsekwencje dla pojedynczych okręgów. Metoda D’Hondta i matematyka są nieubłagane. Zostawmy na razie zwycięzców – ich będziemy osądzać
w trakcie następnej kadencji Sejmu. Sprawdźmy teraz kogo brakuje na liście nazwisk, które wywalczyły sobie miejsce na Wiejskiej w Warszawie i muszą przełknąć gorycz porażki i niespełnionej nadziei.
Stracony mandat
Obecnie Nowa Lewica przygotowuje się do wzięcia współodpowiedzialności za rządzenie krajem i negocjuje swoją pozycję w przyszłym rządzie. Choć liderzy Nowej Lewicy ogłosili swój sukces wynikający z możliwości powrotu do współrządzenia (Lewica czeka na to blisko 20 lat), to zauważyć trzeba, że jako partia w tych wyborach znacząco straciła. W 2019 roku lewica uzyskała w wyborach parlamentarnych wynik na poziomie 12,56%, co pozwoliło jej wprowadzić do Sejmu aż 49 posłów- tym jednego z okręgu nr 23 (Rzeszów/Tarnobrzeg). W tym roku lewica uzyskała dużo słabszy wynik – 8,61%, co daje jej tylko 26 mandatów i tym razem w Sejmie nie będzie już posła z lewicy z Rzeszowa.
Z Sejmem pożegnać musi się Wiesław Buż, który w wyborach startował z pierwszego miejsca na liście. Niewątpliwe strata mandatu poselskiego w momencie wejścia swojej partii do rządu jest bolesna, tym bardziej że mandat był przecież do zdobycia. Nowa Lewica jednak w okręgu, jak i na całym Podkarpaciu, nie przekroczyła progu 5%! Tym samym jest to wynik dwa razy słabszy niż rezultat Konfederacji i lepszy tylko o 2 pkt. procentowe od wyniku Komitetu Polska Jest Jedna. W porównaniu do 2019 roku lewica straciła też w liczbach bezwzględnie oddanych głosów i to przy wyższej frekwencji. Tak w 2019 komitet partii lewicowych uzyskał 38 817 głosów, a w tym roku tylko 32 828.
Liderzy Nowej Lewicy muszą odpowiedzieć sobie na pytanie, skąd taki słaby wynik mimo przecież aktywności kandydatów w terenie. Podkarpacie jest oczywiście niełatwym regionem dla lewicowych partii, jednak aspiracją dla tak znaczącego ugrupowania w kraju powinno być wprowadzenie posła z każdego okręgu. Ciężar odpowiedzialności spoczywa w pewnym stopniu na liderze listy. Wiesław Buż nie pociągnął ze sobą swojej partii, tak jak choćby zrobił to Paweł Kowal z Koalicji Obywatelskiej.
Źródło: fanpage Wiesław Buż - Poseł na Sejm RP
Na niezbyt dobry wynik posła Buża wskazują jego indywidualne liczby. W 2019 roku uzyskał 15 605 głosów, a 15 października bieżącego roku tylko 8 844 głosów. Na podkreślanie w tym miejscu zasługuje dobry wynik ,,dwójki’’ na liście Nowe Lewicy, a więc Patrycji Pawlak-Kamińskiej. Do lidera z listy straciła ona tylko lekko ponad tysiąc głosów. Być może to jej nazwisko w większym stopniu zachęciło wyborców lewicy. To Patrycja Pawlak-Kamińska była choćby jedną z tych osób, które pod koniec września wyczyściły teren wokół pomnika Czynu Rewolucyjnego.
Z ciekawością można popatrzyć także na wyniki kandydatów pod względem liczby polubień na Facebook-u. Obecnie media społecznościowe są przecież jedną z głównych platform do prowadzenia kampanii i mobilizowanie swojego elektoratu. Na dzień pisania artykułu strona Wiesław Buż - Poseł na Sejm RP liczy 1,6 tyś obserwujących. Dla porównania nr 1 na liście KO, wymieniony wcześniej Paweł Kowal, ma ponad 48 tysięcy obserwujących, nie mówiąc już o Grzegorzu Braunie czy Zbigniewie Ziobro, których profile na FB zbliżają się do 300 tysięcy.
Gorzki smak zwycięstwa
Prawo i sprawiedliwość powoli żegna się z władzą i przechodzi do opozycji. Uzyskany wyborczy rezultat pozwoli partii Jarosława Kaczyńskiego wprowadzić 194 posłów do Sejmu. To ponad 40 mandatów mniej niż w 2019 roku. Za każdym utraconym mandatem kryje się historia jakiegoś polityka, który już nie wróci do ław poselskich (przynajmniej w tej kadencji). W okręgu rzeszowskich takim posłem jest Andrzej Szlachta. ,,Dziewiątka’’ na liście PiS-u nie przyniosła szczęścia temu już wytrawnemu politykowi. Andrzej Szlachta był posłem od 2005 roku, a więc dla niego pożegnanie się ze stanowiskiem posła RP może być szczególnie trudne.
Województwo podkarpackie często nazywane jest ,,bastionem’’ PiS-u. To tutaj partia (jeszcze) rządząca zdobywa największe procentowe poparcie w skali kraju. W 2015 roku z okręgu nr 23 udało się jej wprowadzić aż 12 posłów (na 15 możliwych). W 2019 roku było to już 10 posłów, a obecnie do kolejnego składu izby niższej, PiS wprowadzi tylko 9 nazwisk. Miejsca na Wiejskiej w Warszawie zabrakło dla byłego prezydenta miasta Rzeszowa – Andrzeja Szlachty.
Wynik 5 271 głosów jest na pewno wynikiem rozczarowującym. Zaznaczmy jeszcze raz, że Andrzej Szlachta to przecież były prezydent Rzeszowa (okres 1999-2002), były radny miejski, wielokrotny poseł, przewodniczący również Komisji Finansów Publicznych w Sejmie VIII kadencji. Dziś mimo tak dużego doświadczenia i znaczącej rozpoznawalności poniósł pewnego rodzaju porażkę.
W 2019 roku na jego nazwisko zagłosowało 15 115 osób, co i tak wtedy nie pozwoliło mu uzyskać od razu mandatu. Dopiero decyzja Wojewody Ewy Leniart o pozostaniu na swoim stanowisku i jej jednoczesna rezygnacja z mandatu poselskiego, pozwoliła obronić Andrzejowi Szlachcie swoje miejsce w parlamencie.
Dziś wynik Andrzeja Szlachty daje mu dopiero 18 wynik na liście PiSu. Były prezydent Rzeszowa przegrał wewnętrzny partyjny pojedynek m.in. z byłym Starostą powiatu Strzyżowskiego Robertem Godkiem, czy też z Radnym Sejmiku Województwa Podkarpackiego Karolem Ożogiem.
Z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że Andrzej Szlachta na stałe żegna się z polskim Sejmem. W roku kolejnych wyborów parlamentarnych (jeśli będą w terminie konstytucyjnym) Andrzej Szlachta będzie miał 80 lat.
W przypadku tego polityka też możemy popatrzeć na jego social media. Strona na Facebook Andrzej Szlachta obserwuje 290 osób. Większą kampanijną aktywność poseł prowadził na swoim prywatnym koncie. W pewnym stopniu potwierdza to zdanie niektórych komentatorów, że PiS przegrał przede wszystkim kampanie w Internecie i nie potrafił trafić do nowych (często młodych) wyborców, którzy najwięcej informacji czerpią z wirtualnego świata.
Źródło: fanpage Andrzej Szlachta
Rozczarowanie
Gdy w lipcu sondaże pokazywały Konfederacji wynik w okolicach 15% Tomasz Buczek mógł już powoli planować swój wyjazd do Warszawy. Przy tak dobrym ogólnopolskim wyniku i bardzo dobrym rezultacie w regionie Konfederacja miałaby szanse na wprowadzenie nawet 3 posłów do Sejmu z Rzeszowa. Oprócz lidera listy Grzegorza Brauna mandatu prawie pewien mógł być lider Ruchu Narodowego w okręgu 23 Tomasz Buczek. Wynik wyborów był dla niego bez dwóch zdań wielkim rozczarowaniem.
Tym bardziej, że kandydat, w przeciwieństwo do wyżej wskazanych polityków, zrobił naprawdę dobry wynik. Dwójka na liście Konfederacji zdobyła 11 341 głosów. Taki wynik mógł dać mandat do Sejmu. Dla porównania Zdzisław Gawlik z KO uzyskał mandat z wynikiem 7 054 głosów.
Dla Tomasza Buczka była to kolejna próba dostania się do parlamentu. W 2019 roku też startował z drugiego miejsca i wtedy zdobył 3 639 głosów. Jak widać kandydat znacząco poprawił swój wynik, a mimo nie udało mu się uzyskać mandatu. Tomasz Buczek jest jednak politykiem nowego pokolenia i będzie miał jeszcze szanse walki o wejście do tej wielkiej – warszawskiej polityki.
W tym przypadku zwróćmy również uwagę na wyniki tego polityka na Facebook-u. Profil Tomasz Buczek obserwuje 10 tysięcy użytkowników, a jego tablica zapełniona jest różnoraką aktywnością. Widać w tym miejscu ogromną przepaść jaka dzieli tego polityka choćby ze wcześniej wspomnianą sylwetką polityka PiSu.
Zródło: fanpage Tomasz Buczek
Stracona szansa
W przypadku Jolanty Kazimierczak ciężko powiedzieć, że jest ona jednym z największych przegranych tych wyborów. Do Senatu z okręgu nr 56 od lat wchodzą politycy PiSu. Jednak w tym roku można było pokusić się o zwycięstwo i odbicie Rzeszowa i okolic z rąk prawicy. Pakt Senacki w kraju osiągnął zdecydowany sukces zdobywając 66 miejsc w Senacie. Można było oczekiwać, że tak duże nazwisko Zastępcy Prezydenta Miasta Rzeszowa powalczy z debiutującym kandydatem Prawa i Sprawiedliwości do Senatu.
Jolanta Kazimierczak nie była faworytem tego starcia, ale na pewno nie była pozbawiona szans. Kandydatka (obecnej jeszcze) opozycji wygrała oczywiście w ,,swoim’’ mieście Rzeszowie z wynikiem 43,89%, ale mimo wszystko wynik ten daleki jest od sukcesu. Kandydacka była przedstawicielem obozu największych partii opozycyjnych, a nie udało jej się przekonać wszystkich wyborców, którzy głosowali do Sejmu na ugrupowania KO+Trzeciej Drogi+Nowej Lewicy, aby to właśnie jej zaufać.
Żeby zdobyć mandat Senatora nie wystarczy wygrać tylko w Rzeszowie. Dobry wynik trzeba osiągnąć także w sąsiedzkich miejscowościach i powiatach. Zabrakło tutaj głosów na kandydatkę Paktu Senackiego, a i może zabrakło odpowiedniej kampanii i mobilizacji elektoratu. W skali całego okręgu Jolanta Kazimierczak zdobyła 32,13% głosów. Do zwycięzcy zabrakło ponad 10 punktów procentowych. Jest to dużo i niedużo. Wystarczyło przekonać część wyborców głosujących na Krzysztofa Gutkowskiego i Krzysztofa Mazura (wyniki ponad 12-procentowe), aby zbliżyć się do zwycięskiego Józefa Jodłowskiego.
Jolanta Kazimierczak jednak niczego nie traci. Dalej będzie pełnić swoją funkcje w rzeszowskim magistracie.
Komentarze