W ubiegłym roku Polacy masowo składali deklaracje do Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków. To baza gromadzące dane o używanych źródłach ciepła.
Każdy musiał wskazać, czym ogrzewa dom. Było to potrzebne np. do ubiegania się o pomoc finansową przy zakupie węgla czy dotację do rachunków za gaz.
Państwo z kolei chciało wiedzieć, ile w Polsce jest pieców węglowych, ile ludzie mają kominków, a ile osób ogrzewa swoje domu w inny sposób. Takie dane mają pomóc w planowaniu polityki ekologicznej, która finalnie ma wyeliminować szkodliwe piece.
Zarządzający nieruchomościami wiedzą, że to tylko część działań związanych z oszczędzaniem ciepła i prądy. Wiedzą, że istnieje coś takiego jak świadectwo energetyczne. To dokument, w którym budynek jest dokładnie opisany pod kątem wykorzystania energii.
Paszport dla domu
To nie koniec, bo Unia Europejska wymaga, żeby budynki miały jeszcze swoje paszporty energetyczne. W takim dokumencie będzie określona odpowiednią literą (od G do A+) klasa energetyczna budynku, która zostanie wyliczona na podstawie kilku czynników: np. wentylacja, izolacja termiczna, wykorzystanie energii odnawialnej czy używane systemy grzewcze. Im dom bardziej eko, tym jego klasa zapisana w paszporcie będzie wyższa.
Dokument nie będzie należał do właściciela budynku, ale będzie przypisany do danej nieruchomości.
Rok 2024 wciąż realny
„Tzw. paszporty energetyczne przekazywane są w momencie sprzedaży domu lub zawarcia umowy najmu” – wyjaśnia „Dziennik Gazeta Prawna”. I uczula: „Jeśli właściciel nieruchomości nie okaże świadectwa charakterystyki energetycznej, może zostać nałożona na niego grzywna”.
Co do kar i ich wysokości – to na razie niewiele da się powiedzieć. Tak samo jak nie można podać konkretnej daty wejścia przepisów w życie. Na razie są one konsultowane, ale Ministerstwo Rozwoju i Technologii zapewnia: „Termin 2024 roku jest nadal terminem realnym”.
Komentarze