To, że ta kontrola nie wyszła pozytywnie, wiadomo było z przecieków już od kilku tygodni, ale że jest aż tak źle, pokazuje dopiero przedstawiony właśnie raport NIK. Kontrolerzy przyjrzeli się systemowi szkolenia i egzaminowania kandydatów na kierowców.
„Efekty są łatwe do przewidzenia – Polska od lat zajmuje jedno z ostatnich miejsc w UE pod względem bezpieczeństwa na drogach, a w grupie wiekowej kierowców 18-24 lat jest największy procent sprawców wypadków. W ocenie NIK konieczne są pilne zmiany w całym systemie szkolenia, tym bardziej w obliczu rosnących społecznych i ekonomicznych kosztów jednostkowych wypadków i kolizji drogowych, które sięgają rocznie ponad 39 mld zł” – ocenia NIK.
Skłonność do ryzyka i brak doświadczenia
Polska wstępując do UE, zobowiązała się do zmniejszenia liczby wypadków drogowych i liczby ofiar. Udaje się to średnio.
W 2020 r. wypadków faktycznie było mniej, ale to wina pandemii, która zmniejszyła ruch na drogach.
„Po raz pierwszy liczba ofiar śmiertelnych spadła poniżej 2000 osób w 2022 r. Odnotowano w tym roku 21 332 wypadki drogowe, w których zginęło 1896 osób, ranne zostały 24 743 osoby. Nadal nie osiągnięto celu 6900 osób ciężko rannych (w 2022 r. – 7541 osób)” – wylicza NIK w swoim raporcie.
I punktuje, że szkolenie kandydatów na kierowców nie przygotowuje do bezpiecznej jazdy. Młodzi kierowcy stanowią zagrożenie dla siebie i innych. Najwięcej wypadków powodują kierowcy w wieku 2539 lat (5855 na 19 373 wypadków z winy kierujących w 2022 r.). Młodych cechuje skłonność do ryzyka i brak doświadczenia.
Ośrodki zaczęły ze sobą konkurować
Okazuje się, że nic w tym systemie nie działa. Samorządy nie wykorzystywały skutecznie swojego prawa do kontrolowania pracy ośrodków szkolenia kierowców. W wojewódzkich ośrodkach ruchu drogowego często występował mechanizm komercyjny, a egzaminatorzy skupiali się na tym, aby ośrodek zarabiał pieniądze. WORD-y zaczęły ze sobą konkurować, a to obniżyło standardy egzaminów praktycznych. Stało się tak poprzez utworzenie ośrodków egzaminowania w miastach, w których nie ma możliwości przeprowadzenia profesjonalnego egzaminu – tam, gdzie na ulicach nie ma właściwego natężenia ruchu.
Błędem jest też umożliwienie wielokrotnego podchodzenia do egzaminu. Można to robić raz za razem, a NIK uważa, że po kolejnej próbie kandydat powinien powtórzyć szkolenie. Były w WORD-ach takie przypadki, że kandydaci podchodzili do egzaminu praktycznego co kwadrans.
Małe miasto, łatwiej zdać
Egzaminy w mniejszych miastach sprawiły, że powstało zjawisko turystyki egzaminacyjnej. Kandydaci jechali wiele kilometrów do miejscowości, w której było łatwiej zdać. Potem, jak już mieli prawo jazdy, wyjeżdżali na ulice dużego miasta, gdzie ruch jest większy i zagrożenie także poważniejsze.
„Stwierdzono, że spośród ponad 18 tys. osób zdających egzamin w Warszawie, a następnie w innym ośrodku, 84% zdało w Warszawie część teoretyczną, zaś praktyczną w jednym z mniejszych miast Mazowsza lub Podlasia. Spośród blisko 5,5 tys. kandydatów zdających egzamin w Poznaniu, a następnie w innym WORD, 54% zdało część teoretyczną w Poznaniu, ale egzamin praktyczny w mniejszych miastach wielkopolski. Ogółem ok. 45 tys. kandydatów podchodziło do egzaminów w więcej niż jednym ośrodku egzaminowania (5%)” – czytamy w raporcie.
Błędne testy
Testy teoretyczne często miały błędy. Jeżeli ktoś odpowiedział dobrze na pytanie, to system zaliczał to jako błąd. Tak było z co 20 pytaniem sprawdzonym przez NIK. Kolejne co 20 pytanie było ułożone w niejednoznaczny sposób.
NIK zauważył także, że wiele WORD-ów zarabiało na egzaminach poprawkowych. Tak samo jak egzaminatorzy, którym zależało na tym, żeby ktoś zdawał na prawo jazdy kilka razy. Kontrolerzy piszą wprost o zagrożeniu korupcyjnym.
„Tym bardziej, że źródłem 60% przychodów z egzaminów praktycznych są egzaminy poprawkowe. W niektórych ośrodkach egzaminowania relacja ta wynosi nawet 71,8% (ZORD w Koszalinie)” – podkreśla NIK.
Komentarze