Zawsze lubiłam wysyłać kartki świąteczne. To był niemal rytuał, życzenia, kartki, wysyłka. Teraz już oczywiście mniej, bo sms, bo inne komunikatory, maile, w ogóle brak czasu. A szkoda. Z przyjemnością ogląda się świąteczne pocztówki te nowe i te stare, zabytkowe, z XIX w., z okresu międzywojennego i nieco późniejsze.
Dzisiaj kartka świąteczna kojarzy mi się z szaleństwem wysyłania kartek przez różne instytucje, samorządy i osoby tzw. publiczne. Szaleństwo za pieniądze podatnika.
Setki kartek wysyłane wszystkim i wszędzie, bo trzeba się pokazać, trzeba u kogoś zaistnieć. Więc zasypują się wszyscy wzajemnie kartkami, życzeniami często napuszonymi, świętymi bardziej niż sami święci. A pracownicy instytucji cierpliwie kartki wysyłają i odbierają i…. tworzą świetną makulaturę za pieniądze podatnika.
Bo adresata nie interesuje zazwyczaj otrzymana kartka świąteczna, ważne że dostał i wysłał. Tak samo jak za tysiące złotych zamieszczane życzenia w gazetach i na portalach internetowych. Zamieszczone, ważne koło kogo się znajdą życzenia i koniec. Podatnik zapłacił.
Jeszcze ważne co na tej kartce jest. Muszą być często święte symbole związane z danymi świętami. I kolejny częsty dysonans. Święte życzenia, a jak na co dzień postępujemy np. wobec pracowników swojej instytucji, czy przedsiębiorstwa. Bardzo różnie, a potem składamy im życzenia.
To takich kilka myśli w przedświątecznym klimacie. Myśli własnych, a nie za czyjeś pieniądze. Może ktoś zacznie myśleć, choć jednak wątpię…
Joanna Mazurek
Komentarze