Żyjemy w czasach gdzie dyscyplinę partyjną oraz jednomyślność w kluczowych głosowaniach wymusza się w prosty sposób. Najczęściej tak, iż wpływowy człowiek władzy noszący hippisowskie przezwisko „Pies” zapowiada wcześniejsze wybory parlamentarne. A jakby ktoś nie do końca był przekonany z centrali partii-matki suflowany jest przeciek o zmianach w ordynacji wyborczej.
Zazwyczaj po oddaniu głosu w wyborach mówimy - spełniłem swój obywatelski obowiązek.
Ale na akcie wyborczym sprawa się nie kończy, gdyż podział terytorialny okręgów wyborczych, progi procentowe, koalicje wyborcze i wreszcie metoda liczenia głosów w dużej mierze determinują ujawnienie zwycięzców i podział mandatów. Stosowana w Polsce metoda D’Honta wydaje się być sprawiedliwym sposobem na wyłonienie parlamentarnej reprezentacji. Wystarczy jednak zmienić dzielnik i już wyniki mogą być inne.
Podobnie jest z okręgami wyborczymi. Na podstawie wyników wyborów z lat poprzednich mamy wiedzę o preferencjach politycznych na danym terenie. I znowu –wystarczy dodać jeden powiat a czasem tylko gminę aby szala zwycięstwa przechyliła się na pożądaną stronę.
Proporcjonalna ordynacja wyborcza do Sejmu i większościowa do Senatu też bywają kontestowane.
Pojawiają się postulaty wprowadzenia w części okręgów sejmowych wyborów wg ordynacji większościowej i na odwrót ordynacji proporcjonalnej w wyborach do Senatu.
Przy każdych wyborach głośno o potrzebie zmniejszenia liczby posłów oraz likwidacji Senatu lub zastąpienia go izbą samorządową. Dziwne jak szybko po wyborach owe postulaty znikają z politycznej agendy . Cóż, widocznie są rzeczy ważne i ważniejsze.
Czy zatem ordynacja wyborcza to rzecz , która nie powinna być zmieniana czy też przeciwnie można i należy o tym dyskutować ? Odpowiedź wydaje się być oczywista. Z ordynacją wyborczą jest jak z Konstytucją . Można ją zmieniać ale trzeba to robić profesjonalnie , transparentnie i przy zachowaniu konsensusu. Społecznego i politycznego, bo nic nie razi bardziej niż zadowolone twarze polityków i zgrzytający zębami zwykli ludzie.
Trzeba rozmawiać, dyskutować, edukować a może nawet zrobić referendum . Ostatnią rzeczą jaka jest tu potrzebna to pośpiech . A więc szykując się do wyborów i szukając „naszego” kandydata nie traćmy z pola widzenia według jakich kryteriów mamy go wybrać.
Horyzont wyborczy musi być daleki a oczy wyborców szeroko otwarte.
Nieważne jak się głosuje , ważne kto liczy głosy. Powiedzenie znane z poprzedniej epoki politycznej zachowuje swoją aktualność także dzisiaj choć z drobną modyfikacją . Zamiast kto liczy, jak liczy -czyli według jakiej metody.
Żyjemy w czasach gdzie dyscyplinę partyjną oraz jednomyślność w kluczowych głosowaniach wymusza się w prosty sposób. Najczęściej tak, iż wpływowy człowiek władzy noszący hippisowskie przezwisko „Pies” zapowiada wcześniejsze wybory parlamentarne. A jakby ktoś nie do końca był przekonany z centrali partii-matki suflowany jest przeciek o zmianach w ordynacji wyborczej.
Zazwyczaj po oddaniu głosu w wyborach mówimy - spełniłem swój obywatelski obowiązek.
Ale na akcie wyborczym sprawa się nie kończy, gdyż podział terytorialny okręgów wyborczych, progi procentowe, koalicje wyborcze i wreszcie metoda liczenia głosów w dużej mierze determinują ujawnienie zwycięzców i podział mandatów. Stosowana w Polsce metoda D’Honta wydaje się być sprawiedliwym sposobem na wyłonienie parlamentarnej reprezentacji. Wystarczy jednak zmienić dzielnik i już wyniki mogą być inne.
Podobnie jest z okręgami wyborczymi. Na podstawie wyników wyborów z lat poprzednich mamy wiedzę o preferencjach politycznych na danym terenie. I znowu –wystarczy dodać jeden powiat a czasem tylko gminę aby szala zwycięstwa przechyliła się na pożądaną stronę.
Proporcjonalna ordynacja wyborcza do Sejmu i większościowa do Senatu też bywają kontestowane.
Pojawiają się postulaty wprowadzenia w części okręgów sejmowych wyborów wg ordynacji większościowej i na odwrót ordynacji proporcjonalnej w wyborach do Senatu.
Przy każdych wyborach głośno o potrzebie zmniejszenia liczby posłów oraz likwidacji Senatu lub zastąpienia go izbą samorządową. Dziwne jak szybko po wyborach owe postulaty znikają z politycznej agendy . Cóż, widocznie są rzeczy ważne i ważniejsze.
Czy zatem ordynacja wyborcza to rzecz , która nie powinna być zmieniana czy też przeciwnie można i należy o tym dyskutować ? Odpowiedź wydaje się być oczywista. Z ordynacją wyborczą jest jak z Konstytucją . Można ją zmieniać ale trzeba to robić profesjonalnie , transparentnie i przy zachowaniu konsensusu. Społecznego i politycznego, bo nic nie razi bardziej niż zadowolone twarze polityków i zgrzytający zębami zwykli ludzie.
Trzeba rozmawiać, dyskutować, edukować a może nawet zrobić referendum . Ostatnią rzeczą jaka jest tu potrzebna to pośpiech . A więc szykując się do wyborów i szukając „naszego” kandydata nie traćmy z pola widzenia według jakich kryteriów mamy go wybrać.
Horyzont wyborczy musi być daleki a oczy wyborców szeroko otwarte.
Tomasz Cyran
Prawnik, obserwator polityki i gospodarki, kibic ligi angielskiej.
Komentarze